Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 5 czerwca 2012

ESTRANGED - LOS ANGELES cz. 1


Zamieszkali na obrzeżach miasta w dużym, jednorodzinnym domu. Mama była wyraźnie zadowolona z przeprowadzki, a ojciec bez przerwy pracował i rzadko widywał się z rodziną. Dla dziewczynki początki były trudne. Nowa szkoła, nowe znajomości i tęsknota za babcią sprawiały, że często była przygnębiona, ale po kilku miesiącach przyjęła do wiadomości, że tak musiało być.

W nowym miejscu poznała wspaniałych ludzi, swoje najlepsze przyjaciółki i pierwsze miłości… Powoli zapominała o tym, co zostawiła w Anglii.

Szybko zbiegła ze schodów z torbą pełnym książek na ramieniu. Wbiegła do kuchni i usiadła do stołu gdzie rodzice jedli już śniadanie. Ojciec czytał poważną prasę i co chwila mruczał pod nosem wyniki notowań giełdy i tym podobne. Amy nie interesowało to w ogóle. Mama co chwila uśmiechała się czytając jednego z plotkarskich brukowców.

Dziewczynka pochłaniała ze smakiem kolejnego tosta, gdy mama wydała z siebie zduszony okrzyk i pokazała ojcu na zdjęcie w gazecie.

-Patrz kochanie, to Ola Hudson! – wskazała palcem na ciemnoskórą kobietę, obok niej stał szeroko uśmiechnięty mężczyzna z blond włosami ubrany w kolorowy i dość specyficzny strój. Dziewczyna uklękła na krześle i nachyliła się nad fotografią. Skądś kojarzyła tą panią.

-Hudson? – powtórzył tata podnosząc na wysokość oczu gazetę, a blondynka wróciła na miejsce z przerażoną miną. To nazwisko, mówiło jej aż za wiele. Teraz wiedziała już skąd kojarzy kobietę – matka tego okropnego chłopaka z podstawówki, Saula…

-Romans?! – wykrzyknął ojciec rzucając prasę na stół. Blondynka aż podskoczyła na miejscu i popatrzyła na niego z zaciekawieniem. – Pff, a zawsze wydawała się taka sympatyczna! Z Dawidem Bowie! Czego kobiety nie zrobią dla pieniędzy! – prychał z pogardą i gestykulując wyszedł z pomieszczenia. Był dość surowy w swych osądach.

Mama szybko prześledziła artykuł wzrokiem i spojrzała zamyślona na córeczkę.

-Ciekawe co z Twoim kolegą. Saul, tak? – blondynka przytaknęła i zaznaczyła, że to nigdy nie był jej kolega. –Wiem kochanie, że zalazł Ci za skórę, ale myślę, że teraz ma ciężki okres…

Dziewczyna wzruszyła ramionami. Co ją to obchodziło? Poza tym, po co miała zaprzątać sobie tym głowę. Nie widziała go od lat i nie miała pojęcia gdzie teraz mieszka, co robi… poza tym, czy rozwód rodziców może być dla takiego wolnego strzelca w wieku 18 lat jakimś kłopotem? Kto wie gdzie teraz mógł być ten zawadiaka…

***

-No no, wzorowa uczennica. – mama przytuliła ją do siebie podając pismo z wynikami egzaminów końcowych ojcu. Dziewczyna była pewna, że będzie musiał się do czegoś przyczepić.

-A co to za 3 z matematyki? To ma być wzorowa uczennica? O czym ty mówisz Sophie?! – rzuciła papier na stół i nerwowym krokiem przechadzał się po salonie. Zaczyna się. Amy stanęła obok matki i próbowała się uspokoić. Nie mogła zrozumieć, czemu zawsze musiał się czegoś uczepić. – Możesz mi powiedzieć co ty chcesz robić dalej? Myślisz, że my będziemy Cię utrzymywać?! – jego twarz nabierała czerwonego koloru. – Proszę, odpowiedz młoda damo! – wydarł się na całego gardło stając twarzą w twarz z córką. Dziewczyna poczuła jego nieświeży oddech i z obrzydzeniem spojrzała mu w oczy. Poczuła ręce matki na jej ramionach i ochłonęła odrobinę. Przełknęła ślinę i odwróciła wzrok od twarzy ojca. Wzięła głęboki oddech i na sekundę przymknęła oczy. Gdy je otworzyła, była gotowa na spokojną rozmowę.

-Mam zamiar iść na prawo. – stwierdziła całkiem poważnie i dumnie podniosła głowę. Uważała, że to dość szlachetna dziedzina nauki, a z jej ocenami była pewna, że ma stuprocentowe szanse na dostanie się na uniwersytet.

W pokoju nastała cisza. Czyżby zagięła ojca, czy tym razem zabrakło mu uszczypliwego komentarza?

-Uważam, że to dobra decyzja. – wtrąciła mama podając mężczyźnie rękę. Teraz to jego próbowała odrobinę ostudzić. Uśmiechnęła się przy tym dość sztucznie próbując zatuszować strach przed mężem. Amy doskonale wiedziała, że małżeństwo jej rodziców opiera się na strachu. Ojciec był tyranem w każdym tego słowa znaczeniu. Nie musiał zadawać żonie fizycznego bólu, by i tak cierpiała u jego boku.

Pan Kinston odtrącił dłoń żony i mrucząc pod nosem niezrozumiałe rzeczy wyszedł z mieszkania uprzednio biorąc swoją teczkę. Z pewnością poszedł do pracy, na której mimo wszystko zależało mu bardziej niż na rodzinie.

***

Wpadła do domu trzaskając drzwiami. Torba natychmiast wylądowała z hukiem na podłodze, a za jej śladem płaszcz. Ściągnęła but o but i z okrzykiem zwycięstwa wpadła do salonu. Nie spodziewała się fanfarów, ale też nie grobowej ciszy i równie smutnych min. Emocje natychmiast opadły, wsunęła dłonie do kieszeni spodni i spojrzała pytająco na matkę. Nie usłyszała żadnego wytłumaczenia. Ojciec prychnął i zerwał się z fotela. Krążył po pokoju ze wściekłą miną. Amy była pewna, że to jej zachowanie było powodem jego gniewu, ale zachodziła w głowę co też tym razem mogła zrobić.

-Dostałam się. – oznajmiła cicho i wbiła wzrok w wzorzysty dywan. Nie wiedziała na jaką reakcję ma liczyć i czy w ogóle powinna o tym teraz mówić, ale przecież musi oznajmić o tym wszystkim! Była taka szczęśliwa!

-Co mnie to kurwa interesuje?! – krzyk ojca rozdarł ciszę. Zdecydowanym krokiem podszedł do stojącego po drugiej stronie pokoju regału i wyjął jedną z książek. Chwilę później przeleciała ze świstem obok głowy blondynki. Dziewczyna zasłoniła twarz dłońmi a po jej policzkach popłynęły łzy. Wszystko działo się tak szybko, nie wiedziała czego spodziewać się dalej.  – Nie mam pracy a ty mówisz o jakiś bzdetach! – ton jego głosu był przerażający. Amy wybiegła do kuchni i opadła na krzesło. Wyciągnęła z pudełka chusteczkę i szybko wytarła oczy. Zza ściany dochodziły odgłosy kłótni, kolejnej w tym tygodniu. Czy tak wyobrażała sobie życie?

Podniosła się z krzesła i skierowała do swojego pokoju po drodze mijając miejsce rodzinnej bitwy. Ojciec już z nieco spokojniejszą miną opierał się o ścianę, mama patrzyłam na dziewczynę ze strachem w oczach.

-Dostałaś się, tak kochanie? – spytała cichym głosem i zbliżyła się do niej kładąc dłoń na jej ramieniu. Blondynka przytaknęła i strąciła rękę z ramienia. Coraz mniej podobało jej się to, co dzieje się w domu. Wiedziała, że najlepiej byłoby, gdyby stała się niezależna od rodziców. Sama zamieszkała, zarabiała na życie…

-Idę do pracy. – oznajmiła bez chwili zastanowienia. O dziwo ojciec w końcu popatrzył na nią z dumą. Pokiwał głową dając znak, że dobrze robi, ale chyba nie wiedział jeszcze wszystkiego. – Jak tylko uzbieram trochę pieniędzy wyprowadzam się stąd. Mam dość waszego zachowania!

Szybko wbiegła na górę nie zwracając uwagi na reakcję rodziny. Zamknęła za sobą drzwi i osunęła się na podłogę. Wyciągnęła nogi i wpatrywała się w palce u stóp. Dobry humor prysł… Wyciągnęła z kieszeni plan najbliższych zajęć i przez chwilę zastanawiała się czy oby na pewno podjęła dobrą decyzję. Praca i studia… czy nawał obowiązków jej nie przytłoczy?

***

Weszła za pracodawcą na wielką halę pełną maszyn, taśm i porozstawianych wzdłuż ścian stołów. Po pomieszczeniu krążyli pracownicy, głównie starsi panowie bądź bardzo młodzi mężczyźni bez wykształcenia poszukujący roboty gdzie popadnie.

-Proszę, oto pani stanowisko pracy. Zaraz poproszę kogoś żeby zapoznał panią z procedurą składania zegarów . – uśmiechnął się sympatycznie i pomaszerował dalej zostawiając blondynkę samą ze stosem części porozkładanych na stoliku. Nie miała pojęcia co pasuje do czego, stała z założonymi rękoma i badała pracowników obok. Po lewej około 50-cio letni, siwy pan z brzuszkiem, miodowym sweterku i okularach z grubymi szkłami. Z niesamowitą szybkością i precyzją dopasowywał poszczególne części. Był tak pochłonięty pracą, że dziewczyna nie śmiałaby prosić go o pomoc i wyrwać z innego świata.

Obróciła się tyłem do stanowiska i rozejrzała po hali szukając pracodawcy. Po chwili dostrzegła jego wyróżniający się na tle ubrań innych ludzi czarny garnitur. Szedł w jej stronę prowadząc za sobą dwóch chłopaków mniej więcej w wielu blondynki. Żywo gestykulował i Amy była wręcz pewna, że właśnie karcił ich za złą pracę.

-Hudson, za karę, spędzisz cały dzień z nową koleżanką i pokażesz co i jak! Adler za mną! – blondyn parsknął śmiechem i z udając smutek pomachał koledze. Dziewczyna obserwowała zbliżającego się chłopaka z uśmiechem na ustach. Wyglądał dość komicznie szczególnie, że jego twarzy była całkowicie przysłonięta przez burze bujnych loków. Chłopak zbliżył się na niebezpiecznie bliską odległości i naparł na drobną blondynkę całym ciałem po czym złapał za jej uda i podnosząc posadził na stolę. Amy była bliska krzyku, nie spodziewała się tak niegrzecznego zachowania ze strony bruneta. Co najgorsze, to wcale nie było koniec. Położył dłonie po wewnętrznej stronie jej nóg i rozszerzył je sam zajmując zaszczytne miejsce pomiędzy nimi.

-Co tam malutka? – wyszeptał wprost do jej ucha. Serce o mało nie wyskoczyło jej z piersi czując na szyi ciepły oddech mężczyzny. Odruchowo zamachnęła się ręką i uderzyła w miejsce gdzie pod włosami powinien kryć się policzek. Chłopak natychmiast odsunął się i złapał za bolesne miejsce. Odrzucił loki na bok ukazując swoją twarz i klnąc cicho pod nosem.

Blondynka zeskoczyła ze stołu i oddaliła się na bezpieczną odległość. Była zdenerwowana, a jej klatka piersiowa unosiła się w niepokojąco szybkim tempie. Pracownicy z równoległych stanowisk ciekawie przyglądali się scenie, ale nikt nie ważył się odezwać.

-No, no, no bardzo ładnie panie Hudson! Kolejny wybryk, więc chyba będziemy musieli się pożegnać. –prezes fabryki zegarów pojawił się znikąd z obstawą dwóch ochroniarzy, którzy natychmiast zajęli się chłopakiem. Pracodawca nakazał wszystkim powrót do swoich zajęć, a sam skierował się do dziewczyny.

-Przeprasza, nie wiedziałem, że ten człowiek postawi panią w tak niezręcznej sytuacji. Przydzielę pani do pomocy kogoś innego.- blondynka popatrzyła na faceta z niedowierzaniem. Nie mieściło się jej w głowie, jak mógł wystawić ją jako przynętę dla tego chłopaka! Poza tym czuła się upokorzona innymi pracownikami. Nie miała zamiaru zostać tu ani chwili dłużej!

-Odchodzę. – powiedziała tylko i odwracając się na pięcie wybiegła z pomieszczenia. Pchnęła oszklone drzwi i znalazła się na zewnątrz. Przysiadła na schodku i podparła głowę dłońmi. Nie miała kolejnych pomysłów. Potrzebowała pieniędzy, na studia, na mieszkanie a tymczasem była zwykłym nieudacznikiem niepotrafiącym zagrzać nigdzie miejsca na dłużej. Fabryka zegarów była jej trzecim miejscem pracy, wszędzie kończyło się tak samo szybko.

Głośne chrząknięcie wyrwało ją z zamyślenia. Nie oderwała wzroku od ulicy, która znajdowała się przed nią. Nawet do głowy jej nie przyszło, że ktoś próbuje odwrócić w ten sposób jej uwagę.

Usłyszała na plecami ciężkie kroki i trzaśniecie drzwi.

-Wypierdalamy stąd! – ostry głos przyprawił ją o dreszcz, tym razem bała się odwrócić ze strachu. Dwóch chłopaków minęło ją zbiegając po schodach. Brunet zatrzymał się kilka stopni niżej i odwrócił do blondynki. Zmierzył ją wzrokiem i puścił oczko po czym wrócił się i usiadł obok niej. Blondyn nadal stał w miejscu i przyglądał się parze z ironiczny uśmieszkiem.

-Amy Kinston, zgoda? – dziewczyna spojrzała na bruneta ze zdziwieniem, skąd do cholery znał jej nazwisko, imię!? Chłopak odrzucił włosy na bok pozwalając przyjrzeć się swojej twarzy. Nie znała go, była wręcz pewna. W życiu nie widziała kogoś o tak bujny i pokręcony włosach… chociaż może…

Usta powoli otwierały się ze zdziwienia w niemym krzyku. Ola Hudson!

Nie myślała, że jeszcze kiedykolwiek spotka jej syna , a jeśli nawet...

Podniosła się raptownie czując jak wszystko podchodzi jej do gardła. Wydała z siebie ciche jęknięcie wywołujące głośny śmiech blondyna stojącego tuż za nią.

-Hudson? – wydusiła z siebie coraz mocniej wykrzywiając usta w grymasie złości. Czuła wiszące w powietrzu kłopoty, on je zwiastował.

Chłopak posłał jej uśmiech i stanął przed nią tym razem delikatnie obejmując ją w talii. Natychmiast zerwała z siebie jego ogromne łapska i szybkim krokiem skierowała się w stronę domu. Słyszała, jak zbiegają za nią po schodach, ale później była wręcz pewna, że odpuścili. Do domu nie było daleko. Po kilku minutach gdy znajdowała się w jego okolicy i poczuła się bezpieczniej, zwolniła kroku i odwróciła się za siebie sprawdzając, czy nikt za nią nie idzie. Stanęła w miejscu widząc ledwo nadarzających za nią chłopaków. Cóż mogła zrobić?

Mulat ruszył biegiem w jej stronę i wyszczerzył zęby widząc jej załamaną minę.

-No siema maleńka.

-Mógłbyś zostawić mnie samą? – wysyczała przez zęby zaciskając pięści. Pokręcił przecząco głową i wyciągnął z kieszeni papierosy, poczęstował dziewczynę jednak ta spojrzała na niego z jeszcze większym obrzydzeniem. Podpalił i zaciągnął się po chwili wypuszczając z płuc kłąb gęstego dymu. – Nie wiesz co dobre. – skwitował. – No chodźmy już do Ciebie.

Wyminął blondynkę i ruszył przed siebie. Dziewczyna postanowiła wykorzystać niewiedzę chłopaka i skręcić w najbliższą boczną uliczkę. Szlag by to trafił, po drodze nie było żadnego dogodnego miejsca. Mulat poczekał na nią i zrównał swój krok z jej, ciekawie rozglądając się po okolicy.

Amy zachowywała się coraz bardziej nerwowo. Z daleka zamajaczył dach jej mieszkania. Postanowiła bez zawahania minąć je i iść dalej. Oby tylko zmylić chłopaka i nie spotkać go nigdy więcej. Jak zwykle miała pecha.

Już minęła bramę przez którą miała w zwyczaju wchodzić na podwórko i poczuła ulgę. Za szybko się ucieszyła. Pod domem zaparkował samochód i wyskoczył z niego ojciec.

-Amy! Miałaś być w pracy!? Gdzie ty się wybierasz moja panno! – odwróciła się w stronę mężczyzny i przewróciła oczyma nie odpowiadając na pytanie.

-No ładnie blondyneczko, chciałaś mnie oszukać. Cwana jesteś. – kudłacz powoli zbliżał się do niej, a gdy był już na wyciągnięcie ręki niespodziewanie pocałował wściekłą dziewczynę prosto w usta. Pchając swój język do środka rozszczelnił bezczelnie jej wargi.  – Widzimy się jutro, a teraz, zdaje się, będziesz miała poważną rozmowę z tatusiem. – skomentował gdy tylko odkleił się od jej ust.

Posłał znaczące spojrzenie w stronę starszego mężczyzny mierzącego parę wzrokiem.  Amy, szczerze mówiąc wizja rozmowy przerażała najmniej. Gorsze było to co mogło spotkać ją jutro. Gdy chciała jeszcze odwinąć się i uderzyć chłopaka za niespodziewany pocałunek jego już nie było w pobliżu. Ze spuszczoną głową ciężko oddychając weszła na podwórko i nacisnęła klamkę drzwi. Usiadła na fotelu i czekała na ojca prawdopodobnie nadal parkującego samochód.

-Kochanie, co to za chłopak odprowadził Cię do domu? – matka pojawiła się znikąd i uniosła brodę córki zmuszając by spojrzała jej w oczy. Uśmiechała się czekając na odpowiedz.

-Saul Hudson. – złowrogo odrzekła dziewczyna, oczy powoli zaszkliły się. Nie wiedziała czemu, po prostu znowu czuła się tą małą, bezbronną dziewczynką, której zawsze robił na złość. Cóż mogła zrobić w tej sytuacji… chyba tylko czekać i modlić się by mulat nie zjawił się pod jej domem ani jutro, ani żadnego kolejnego dnia. Nie chciała go znać, choć… tak naprawdę, był pierwszym chłopakiem, który ją pocałował. Czy taką osobę da się zapomnieć? Choćby pocałunek nic nie znaczył, na zawsze zostanie w pamięci jako ten pierwszy i w pewnym sensie, nie powtarzalny. Czemu poddała się naporowi jego ust? Po prostu nie miała wyjścia, nie mogła przyjąć do wiadomości żadnej innej wersji…

Otrząsnęła się i wróciła na ziemię razem z trzaśnięciem drzwi wejściowych. Mama odskoczyła od niej jak oparzona i pognała do kuchni szykować obiad dla ojca, którego kroki niosły się po całym domu.

-Amy! – zaczął swój wywód głośnym nawołaniem córki. Dziewczyna nie miała ochoty na wysłuchiwanie jego bzdur. Miała dość, a kiedyś trzeba zacząć się buntować. Zerwała się z fotela i pognała na górę. Zatrzasnęła się w pokoju i położyła na łóżku. Przymknęła oczy, a nerwy i wszechogarniające zmęczenie niemalże od razu zaprowadziły ją do krainy snów.

O dziwo po raz pierwszy od lat, śniła jej się Anglia, jej rodzime miasto, szkoła, dom… Wróciła tam, zamieszkała z babcią. Sen wcale nie należał do tych złych, wręcz przeciwnie. Obudziły ją ciche stuknięcia… Zupełnie nie wiedziała czym są spowodowane. Gdy otworzyła oczy z początku nie mogła zlokalizować ich źródła. W pokoju było zupełnie ciemno, musiała przespać kilka dobrych godzin. Spojrzała na elektroniczny budzik wyświetlający jaskrawo czerwone cyfry.

02:26 środek nocy, a blondynka czuła się tak wypoczęta, że doskonale wiedziała, że nie uda jej się już zasnąć. Znowu ciche stuknięcie, kolejne i cała seria. Podeszła do okna i otworzyła je by do środka wpadło świeże powietrze. Coś uderzyło delikatnie w jej brzuch i odbijając się spadło na podłogę. Schyliła się i podniosła przedmiot a jak oceniła po ujęciu w palce, niewielki kamień. Wysunęła głowę za okno i spojrzała w dół. Na chodniku po przeciwnej stronie ulicy stało dwóch chłopaków. Obydwaj byli dość charakterystyczni.

-Zejdź na dół! – wydarł się jeden z nich jednocześnie przywołując ją dłonią. Modliła się, by nie odwiedził jej jutro rano, wiec przyszedł jeszcze w nocy. Zaprzeczyła ruchem głowy i szybko zamknęła okno. Na wszelki wypadek zasłoniła zasłony by chłopcy nie widzieli co dzieje się w jej pokoju. W tej chwili czuła się obserwowana szczególnie, że w szybę nadal bębniły co chwilę kamienie. Usiadła na łóżku i objęła kolana rękoma próbując uspokoić nerwy. Po dziesięciu minutach, nie wytrzymała.

-Przestań do cholery rzucać w moje okno i znajdź sobie jakiś inny obiekt! – wydarła się na cały głos wychylając się niebezpiecznie na zewnątrz. Saul zaśmiał się gardłowo i przez chwilę w ciszy, konsultował coś z rudym towarzyszem. Amy irytowały ich ciche pogaduszki trwające zdawałoby się wieczność. – Jeśli nie masz mi nic do powiedzenia to cześć!

Ponownie zaczęła mocować się z oknem ale musiała znów uchylić je widząc, że chłopak coś odkrzykuje.

-Pójdziesz ze mną na spacer? – zapytał głośno i złożył dłonie w błagalnym geście. Blondynka oniemiała, propozycja wydawała jej się całkiem sympatyczna. Nocny spacer… ale z Hudsonem? W życiu.

-Jesteś chyba jedyną osobą, z którą nie mam zamiaru się nigdzie wybierać. – tym razem zamknęła na dobre i ponownie oddaliła się w głąb pokoju. Liczyła na to, że chłopak odpuścił ale po kilku sekundach kamyki znów stukały o parapet. Miała nie otwierać z nadzieją, że mulat w końcu da sobie spokój, jednak coś ciągnęło ją na zewnątrz. Obiecała sobie, że to ostatnia wymiana zdań.

Wychyliła się i spojrzała w miejsce, gdzie przed chwilą stali – nie ma.

-Psst… - tym razem niebezpiecznie zbliżyli się do drzwi. - Skoro tylko z nim nie chcesz wyjść, to chodź ze mną. – odezwał się rudy kolega mulata z cwaniackim uśmieszkiem na ustach. Miał hipnotyzujący, niski głos.

-No co? Powiedziałaś, że ze mną nigdzie nie wyjdziesz, ale taki przystojny rudy młodzieniec… - zachwalał względy drugiego chłopaka dawny kolega z klasy szczerząc białe zęby.

-Łapiesz mnie za słówka. – dziewczynie poniekąd podobały się ich zagrywki. Czemu by nie wyjść? Coraz bardziej przekonywała się do ich propozycji…

-Dawaj, wychodzisz, albo dzwonimy do drzwi. Chyba Twój ojciec nie będzie zadowolony wizytą o drugiej w nocy. – brunet nie dawał za wygraną.

-Prawie trzeciej. – skwitowała dziewczyna i postawiła jedną nogę na parapecie. Po chwili już na nim siedziała i nie bardzo wiedziała, gdzie teraz powinna skierować swoje kończyny by w miarę bezpiecznie znaleźć się na dole.

-Nie masz drzwi dziewczyno!? – krzyknął rudy widząc jej nieśmiałe poczynania przy zjeździe po starej rynnie. Kilka razy niebezpiecznie się zachwiała, a gdy stanęła już na trawniku przed domem miała dłonie całe w rdzy.

Spojrzała na okno swojego pokoju i powiewającą w nim firankę.

-Niezbyt profesjonalna ucieczka. – skwitował Saul i pocałował ją w policzek. Wytarła go udając obrzydzenie i wyciągnęła rękę do rudego kolegi.

-Amy.

-Axl. – blondynka podejrzliwie spojrzała na chłopaka słysząc jego domniemane imię. Nie wypytywała, chyba nie wypada tak od razu. Stali przez chwilę przed jej domem, a ona czuła na sobie wzrok domowników, choć powinni  niby spać. Może to złudzenie, w końcu nie codziennie zdarzało jej się wymykanie przez okno z drugiego piętra bez uprzedzenia rodziców.

-Co z tym spacerem? – zapytała rozcierając ramiona dłońmi. Nie było zimno, ale na myśl o tym, co zrobiłby ojciec, gdyby dowiedział się o jej wybryku, ciało przeszył dreszcz.

Rudy zaniósł się głośnym śmiechem a dziewczyna pchnęła go w stronę głównych ulic miasta. Byle dalej od domu. Nie chciała, by jej ucieczka się wydała.

-Z czego się śmiejesz debilu? – mulat dość ostro zadał pytanie koledze, a ten tylko wzruszył ramionami i przez chwilę udał, że się zastanawia.

-Slash, ty byłeś kiedyś na spacerze? Z dziewczyną na spacerze? – Axl wyszczerzył rząd białych zębów i wpatrywał się w przytakującego kolegę z niedowierzaniem.

-No dobra kurwa, nie byłem. – brunet sam parsknął śmiechem i tym razem zwrócił się do blondynki. – W spacerach nie jesteśmy może zbyt doświadczeni, ale jak pójdziesz się z nami napić, to zobaczysz nas w mistrzowskiej formie!

Kinston nieco przeraziła się propozycją i zwolniła kroku. Mimo tego, że miała ukończony osiemnaście lat i mogła całkowicie legalnie spożywać alkohol, to nigdy raczej go nie piła. Może dwa razy, ale w niewielkich ilościach… i to całkiem niezłej klasy wino. A „pójdziesz z nami pić” raczej nie brzmi jak zaproszenie na kolacje przy lampce wysokiej klasy trunków.

-To jak? – chłopak ponowił pytanie. Amy nie mogła już wrócić do domu. Nie teraz, poza tym jak? Na górę nie będzie się już tak łatwo wdrapać po rynnie, a drzwi były zamknięte.

-Dobra, idziemy. – jej mina raczej nie należała do zbyt zadowolonych, ale dzielnie kierowała się za kolegami. Rozmawiali między sobą, co chwilę oglądając się za siebie i upewniając się, czy oby blondynka im nie zwiała.

W końcu dotarli na miejsce. Stanęli pod drzwiami dość obskurnego baru. Przez okno dało się zobaczyć kłęby dymu krążącego pod sufitem w kolorowych światłach. Axl na chwilę gdzieś zniknął, a dawni wrogowie pozostali sami. Mierzyli się wzrokiem, ale żadne nawet nie próbowało przerwać ciszy pełnej napięcia. W końcu chłopak nie wytrzymał i westchnął ciężko kopiąc leżący na chodniku kamień.

-Kilka godzin temu byłeś bardziej wygadany… - skomentowała jego zachowanie nieco zakłopotana dziewczyna chcąc nawiązać jakikolwiek kontakt. Pokiwał głową.

-Widocznie nie byłem do końca trzeźwy… - jęknął wbijając wzrok w ulice. Blondynka przez chwilę zastanawiała się nad tym, co usłyszała. Był nie trzeźwy… pocałował ją. Nie chciała się do tego przyznać, ale to całe zajście miało dla niej jakieś znaczenie. Jeśli mimo wszystko po nią wrócił, to chyba dla niego też. A może znowu bawi się jej uczuciami, jak wtedy gdy przy całej klasie pokazał narysowane na kartce serce z jej imieniem? Nie lubiła tych wspomnień, a z każdym kolejnym uświadamiała sobie jak głupio postąpiła wychodząc z nim i jego przyjacielem.

Wrócił rudy i weszli do środka. Nigdy nie był a w takim miejscu. Po minucie pobytu w zadymionym i pełnym jaskrawych świateł pomieszczeniu oczy zaszły jej łzami.

***

Obudziła się w zupełnie nieznanym jej miejscu. Nadal wszystko wirowało jej przed oczyma świadcząc o tym, że zdecydowanie przegięła zeszłego wieczoru. Z obrzydzeniem zrzuciła z siebie skórzaną kurtkę śmierdzącą potem, która najwyraźniej robiła za kołdrę i usiadła na posłaniu, które okazało się nieco podniszczonym łóżkiem polowym. Na podłodze leżało kilka części garderoby – sądząc po kroju – męskiej. W okolicy nie było widać ich właściciela. Jęknęła przypominając sobie co wczoraj zrobiła. Wyszła z domu przez okno w środku nocy i poszła na miasto z jej największym wrogiem z dzieciństwa. Zresztą na tą chwilę chyba też nie mogła nazwać go przyjacielem, jak na razie nie zasłużył się niczym. Upił ją i prawdopodobnie przyprowadził tu.

Otrząsnęła się z powoli ogarniających ją wyrzutów sumienia i wyszła z pokoju na niewielki korytarz. Ciekawość zawiodła ją do kuchni. Skradała się na palcach nie chcąc zbudzić właścicieli mieszkania. Oparła się o framugę i zajrzała to pomieszczenia. Natychmiast ponownie schowała się za ścianę widząc wysokiego blondyna wbijającego zawzięcie nóż w blat stołu. Wyglądał groźnie, a w dodatku nie znała go! Co ona nawyprawiała zeszłej nocy?

Na nieszczęście dziewczyny, chłopak zauważył jej postać ciekawie zaglądającą do kuchni. Głośno odsunął krzesło i chciał ją przywitać, ale dziewczyna ruszyła biegiem do drzwi. Szybkość ją zgubiła. Nie zauważyła leżącej na posadzce szmaty prawdopodobnie pełniącej funkcje dywanu i potknęła się o nią lądując  z hukiem na podłodze.

Wysyczała kilka przekleństw unosząc głowę, a czując porażkę ponownie uderzyła czołem o zimne płytki. Na domiar złego trafiła na kawałek rozbitego szkła, który boleśnie poranił jej wargę. Blondyn sekundę później znalazł się obok. Ujął ją pod ramię i przywrócił Amy pozycje stojącą. Błądziła wzrokiem po podłodze, czuła się źle. Kręciło jej się w głowie i marzyła tylko o tym, by bez przeszkód dostać się do domu i położyć we własnym łóżku.

Zdążyli usunąć się metr od miejsca wypadku, gdy znalazł się tam kolejny poszkodowany. Leżał jak długi i drąc się na całe mieszkanie zerwał się z podłogi. Pośliznął się po raz kolejny, tym razem jednak utrzymał równowagę.

-Co to ma kurwa być za jakieś ścierwo! Zabije tego palanta, który to tu położył! – kontynuował wywód patrząc ze złością na stojących pod ścianą. Blondyna patrzył na niego z kpiącym uśmieszkiem, co najwyraźniej jeszcze bardziej irytowało rudego.

-Zgadnij kto to położył…

-Nie wiem, pewnie kurwa Steven!? – dziewczyna z każdym zdaniem bała się coraz bardziej. Miała wrażenie, że wściekły chłopak rzuci się na nich i rozszarpie na strzępy, jednak wysoki facet trzymający dłonie na jej ramionach najwyraźniej nie podzielał jej obaw.

-Ty Rose! Najpierw tu narzygałeś, a później starałeś się to zetrzeć. – parsknął śmiechem a blondynka spojrzała na swoje ubranie. Widocznie, miejscami było nieco mokre i pachniało niezbyt przyjemnie. Na myśl o tym, że pokryte jest wymiocinami Axla ( o ile dobrze zapamiętała jego dziwne imię ) miała ochotę zrzucić je jak najszybciej.

Rudy skrzywił się i zbity z tropu skierował do jednego z pokoi bez żadnego komentarza.

-To ja już pójdę. – blondynka jak najszybciej skierowała się do drzwi. Nacisnęła klamkę i bez większych pożegnań ruszyła do domu.

1 komentarz:

  1. Na pewno jeszcze wiele Cię zaskoczy u mnie w opowiadaniu, przeczytaj również 15, podobno najlepszy (w co wątpię, bo u mnie nie ma niczego dobrego :))

    A ja czekam na nowy na nowym blogu już.

    OdpowiedzUsuń