Anglia, Stoke-on-Trent
Carl ciągnął za sobą 5-cio letnią córeczkę. Zapierała się
rękoma i nogami przed wyjściem z domu. Przez jej poranne niesnaski byli prawie
spóźnieni.
Mała blondynka w granatowej sukieneczce z białym
kołnierzykiem ocierała ręką łzy i ociągała się jak tylko mogła. Nie rozumiała
czemu musi iść wcześniej do szkoły… ale jeśli ojciec tak postanowił, wiedziała,
że po prostu tak ma być, a przecież mogłaby jeszcze przez rok pozostać pod
opieką babci i zacząć naukę ze swoim rocznikiem.
-Szybciej Amy! Nie wypada się spóźnić! – szarpał jej rękę i
krzyczał na całą ulicę. Ludzie mijali ich w porannym pośpiechu, niektórzy
posyłali ojcu karcące spojrzenia, jednak on nie liczył się ze zdaniem innych.
Przynajmniej jeśli chodziło o wychowanie dzieci.
Dotarli do wielkiego budynku z czerwonej cegły. Nie wyglądał
na sympatyczne miejsce. Surowa budowa i kratki w oknach. Przełknęła głośno
ślinę i stanęła na schodach. Ociągała się jak mogła i z zadowoleniem zauważyła,
że tata nie zareagował na jej kolejne wahania. Odwróciła się szukając go
wzrokiem. Nie było go w pobliżu. Uśmiechnęła się połykając słone łzy i usiadła
na schodku przed wejściem. Może zmienił zdanie, może jednak wrócą do domu i tak
jak zwykle zajmie się nią babcia.
Zza rogu wynurzyła się sylwetka mężczyzny w garniturze.
Zaraz za nim szła wysoka kobieta w ołówkowej spódnicy i żakiecie, długie
kręcone włosy opadały jej na ramiona i przysłaniały twarz. Ojciec prowadził z
nią ożywioną dyskusje i gestykulował przy tym zawzięcie.
-No jesteś! – uśmiechnął się na pokaz i podał blondyneczce
rękę. Czarnoskóra pani zbliżyła się do niej i przywitała sympatycznie. Bez
przerwy na jej pełnych ustach malował się szeroki uśmiech, a na policzkach
ukazywały się małe dołeczki. Amy od razu ją polubiła. Wyglądała na przemiłą
osobę.
-Saul kochanie, to twoja nowa koleżanka z klasy. – Mina
dziewczynki zrzedła. Obok na schodach stanął chłopczyk z burzą krótkich,
czarnych loków i szatańskim uśmiechem. Przestraszyła się gdy energicznie
wyciągnął do niej rękę i rzucił swoje imię. Opuściła głowę i wpatrywała się w
błyszczące lakierki zakupione specjalnie na ten dzień.
-Widzisz, martwiłaś się, że nie znasz żadnych dzieci. Proszę
przedstaw się Saulowi! – ojciec powiedział surowo i złapał jej rękę kładąc
bezwładnie na dłoni mulata. Chłopczyk ścisnął ją bardzo mocno sprawiając
blondynce nie mały ból. Spojrzała na niego z przerażeniem. Jego szatański
uśmieszek nie zwiastował nic dobrego. Przestraszona Amy znowu zaniosła się
płaczem, a ojciec rzucił jej karcące spojrzenie i siłą zaciągnął do klasy.
***
-Amy Kinston, do tablicy! – nauczyciela podniosła surowy
wzrok znad dziennika z listą uczniów. Dziewczynka wstała i pewnym krokiem
podeszła na tak zwany „plac straceń uczniów”. Na niej jednak nie robiło to
wielkiego wrażenia - szybko i bezbłędnie rozwiązała zadanie po czym wróciła na
swoje miejsce. Uśmiechała się pod nosem widząc spojrzenia koleżanek pełne
uznania i podziwu.
-Kujonka! – usłyszała jadowity głos z ławki obok. Wbiła
wzrok w zapisany starannym pismem zeszyt. Próbowała ignorować zachowanie
mulata, ale nie było to wcale takie łatwe. Dogryzał jej na każdym kroku, a gdy
próbowała się bronić robił to w jeszcze mniej przyjemny sposób. Zawsze próbował
ją ośmieszyć i jak najbardziej zranić. Wiązał jej sznurówki na supeł, podkradał
kanapki, mazał zeszyty, podcinał końcówki włosów… Nienawidziła go z całego
serca!
-Hudson, za drzwi! – zaśmiała się w duchu słysząc głos pani
profesor. – Powinieneś brać przykład z koleżanki!
Uniosła głowę i z zadowoleniem patrzyła jak chłopak wychodzi
z klasy. Problemem było to, że opuszczenie lekcji wcale nie było dla niego
karą…
***
Blondynka położyła głowę na ławce i wpatrywała się
zaciekawionym wzrokiem w mapę zawieszoną na ścianie. Nauczycielka geografii co
chwila wskazywała na niej najważniejsze miasta i rzeki Wielkiej Brytanii co
chwila uciszając rozgadaną klasę.
-Amy – szepnęła koleżanka z ławki i delikatnie ukłuła
blondynkę w ramię. Miała zaczerwienione policzki, a oczy iskrzyły w świetle
klasowych jarzeniówek. – Patrz na Saula! – dziewczynka niemalże podskakiwała na
krześle wskazując na chłopaka siedzącego po drugiej stronie sali. Kinston
niechętnie pochyliła się nad ławką i spojrzała w stronę bruneta. Na jego biurku
leżała sterta wiórków z temperówki i porozrzucane kredki, ale nauczycielki nie
zwracały już uwagi na jego zachowanie,
zależało im tylko na tym by nie rozmawiał. Chłopak siedział szczerząc
się od ucha do ucha z zeszytem uniesionym na wysokość brody. Na całej kartce
było narysowane wielkie, nieco krzywe serce. W środku niezdarnymi literami
mulat napisał imię blondynki. Zszokowana dziewczynka natychmiast usiadła
wyprostowana i wbiła wzrok w tablice. Słyszała chichoty innych dzieci, które
najwidoczniej bardzo śmieszyła głupia zagrywka. Czuła, że to kolejna prowokacja
ze strony Saula i za żadne skarby nie chciała pokazać mu, jak bardzo ją to
rozzłościło. Mimo tego, że miała dopiero 7 lat, nie lubiła, gdy ktoś bawił się
uczuciami, a tak właśnie odczytywała zagrywkę mulata. Wyniosła to chyba z domu.
Odwróciła wzrok i patrzyła za okno. Padało. Do końca lekcji
wypatrywała za oknem babci, która czasami odbierała ją ze szkoły. Dziś nie
przyszła. Zadzwonił dzwonek i wszystkie dzieci poderwały się z ławek,
zapakowały pospiesznie książki do toreb i wybiegły do szatni. Amy podniosła się
powoli z krzesła i starannie ułożyła książki w tornistrze. Wyszła ostatnia,
pospiesznie założyła kurteczkę i stare nieco podniszczone trzewiki. Opuściła
szkolne mury i powoli brnęła w stronę domu drepcząc po wszystkich kałużach.
PLUSK! PLUSK!
Zamknęła oczy czując jak zarówno po powiekach jak i całej
twarzy oraz odkrytych dłoniach spływa brudna woda. Przetarła oczy i zacisnęła
ręce w pięści. Kogóż mogła się spodziewać?
-Hudson! – krzyknęła najgłośniej jak potrafiła i z całej
siły zamachnęła się mokrym butem, uderzając chłopca wprost w krocze. Pisnął
głośno i zaczerwienił się, ale dziewczynka zdążyła już oddalić się od niego o
kilka kroków. Odwróciła się i widząc, że przy koledze zatrzymał się samochód, z
którego wysiadła jego matka ruszyła biegiem przed siebie chlapiąc przy tym
jeszcze bardziej swój płaszczyk. Nie oglądała się za siebie do chwili gdy
usłyszała za sobą warkot auta i skrzypnięcie otwieranych drzwi.
-Amy! Może podrzucimy Cię do domu? – pani Hudson uśmiechała
się z wnętrza samochodu. Blondynka schowała mokre włosy pod kaptur i
przytaknęła ruchem głowy. Nie potrafiła odmawiać, z resztą po co miałaby to
robić. Dotarło do niej gdy wsiadła do środka, obok siedział zapłakany mulat. – Saul
miał jakąś nie miłą przygodę, nie chce powiedzieć niestety o co chodzi. Może ty
wiesz kochana? – pytanie można by uznać za jakiś podstęp gdyby było zadane
przez kogoś innego. Pani Hudson nie miała jednak nic do ukrycia, Saul zachował
się po koleżeńsku i nie powiedział o
zachowaniu dziewczynki. Teraz spoglądał na nią zapłakanymi oczyma i delikatnie
pokazywał jej głową, by nie mówiła o zajściu.
-Niestety nie proszę pani.
W aucie nastała cisza przerywana tylko pojękiwaniami mulata.
Amy rozkoszowała się w duchu miną swojego odwiecznego wroga. Taki twardziel, a
jakaś dziewczynka potrafiła zadać mu tyle bólu. Po kilku minutach auto
zatrzymało się przy posesji Kinstonów.
-Dziękuję bardzo, do widzenia. Cześć Saul! – wychodząc
posłała chłopcu przepraszający uśmiech, jednak jego łzy wywołały u niej małe
wyrzuty sumienia. Była mu wdzięczna za to, że nie opowiedział mamie o jej nie
miłym zachowaniu. Co prawda, to on zaczął, ale czy to ważne… może nie musiała
od razu go bić.
***
Najlepszy dzień jej dzieciństwa? Zdecydowanie w drugiej
klasie szkoły podstawowej, połowa maja.
Dziewczynka co chwile zerkała na zegarek. Nie znosiła lekcji
wychowawczej równie jak swojej wychowawczyni. 15, 10, 5 minut do dzwonka…
-Klaso, proszę o chwilę ciszy! – pani Raven uśmiechnęła się
( a to była u niej rzadkość) i podniosła zza biurka jednocześnie zdejmując ze
szpiczastego nosa okulary. Znowu przybrała poważną minę i poprosiła małego
Hudsona na środek sali. – Mamy do ogłoszenia przykrą wiadomość... Wasz kolega
Saul, wyjeżdża z miasta co oznacza, że niestety opuszcza naszą szkołę.
Chłopcy wydali z siebie smutne westchnienia, a część z nich
wstała i zbliżyła się do mulata. Reakcja żeńskiej części klasy była zupełnie
odmienna. Wszystkie dziewczynki spoglądały na siebie z uśmiechem na ustach. Nie
jednej w tej klasie zaszedł za skórę toteż jego wyjazd bardzo je cieszył.
Blondynka wydała nawet z siebie zduszony okrzyk radości co niewątpliwie
zwróciło uwagę dzieci.
-Proszę o spokój! – ponownie odezwała się nauczycielka. –
Saul, chyba powinieneś już iść, mama czeka na korytarzu.
Mały diabeł ostatni raz poklepał po bratersku najlepszych
kolegów i krzycząc „Siema!” pożegnał się z resztą klasy. Wredny uśmiech nie
schodził z jego ust. Może dziewczynce tylko się wydawało, ale przez krótką
chwilę była pewna, że mulat nie domknął drzwi i przez wąską szczelinę
przyglądał się jej po raz ostatni.
Zadzwonił dzwonek, a dzieci zerwały się z ławek i wybiegły
na korytarz. Życie toczyło się dalej. Nikt nie odczuł specjalnie straty kolegi.
Niewątpliwie było jednak sporo osób, które wręcz cieszyły się z jego odejścia.
Były to choćby nauczycielki, którym zazwyczaj utrudniał prowadzenie lekcji
odwracając uwagę całej klasy. No i Amy. Nie minęło dużo czasu, a wszyscy
zapomnieli o Hudsonie…
***
Najgorszy dzień dzieciństwa? Szósta klasa, połowa czerwca.
-Amy, proszę do mnie! – dziewczynka oderwała się od książki
i wstała z łóżka podążając za głosem ojca, który z resztą rodziny siedział na
kanapie w największym z pokoi. Czekali tylko na nią. Mama wskazała jej miejsce naprzeciw.
Blondynka posłusznie usiadła i przyglądała się rodzinie z zaniepokojeniem. O co
mogło chodzić? Różne rzeczy przychodziły jej do głowy… Może ktoś zmarł, a może
wręcz przeciwnie będzie miała siostrzyczkę lub braciszka?
-Kochanie, czeka nas przeprowadzka… – oznajmiła suchym tonem mama. Dziewczynka
nie wiedziała czemu informuje ją o tym tak chłodno. Przecież zawsze mówiła
ojcu, że chciałaby w końcu wynieść się z tego małego mieszkanka i kupić coś
większego – do Los Angeles – dodała po
chwili.
Nadal nie mówiło jej to za wiele. Patrzyła na rodziców
pytająco.
-Co to Los Angeles? – zapytała naiwnym głosikiem nie wiele
pojmując z tego co mówili rodzice.
-Dziecko, czego uczą Cię w tej szkole!? Takie dobre oceny, a
nie ma o niczym pojęcia! – wzburzony ojciec wstał z kanapy i zapalił papierosa.
-Carl, nie pal w mieszkaniu! – mama również zerwała się na
nogi i krzyknęła na ojca.
-Będę robił to, na co będę miał ochotę! – blondynka patrzyła
na scenę ze strachem. Nie lubiła kłótni, a zdarzały się one często. Widząc, że
rodzice szybko nie dojdą do porozumienia zbliżyła się do babci i ujęła jej dłoń
prowadząc do swojego pokoju.
-Powiesz mi o co w tym wszystkim chodzi? I czemu rodzice tak
się o to kłócą?
Starsza kobieta usiadła na łóżku dziewczynki i przytuliła ją
do siebie próbując nieco uspokoić.
-To bardzo duże miasto w Stanach Zjednoczonych, Twój tata
dostał tam pracę. – Amy otworzyła szerzej powoli zachodzące łzami oczy.
Przecież to tak daleko…
-A ty przeprowadzasz się z nami?
-Nie kochanie, ja zostaję. Tu się urodziłam… – blondynka rozpłakała się na dobre. Wyjazd
był dla niej pewną katastrofą. Lubiła Stoke-on-Trent, koleżanki, kolegów, nawet
szkołę, której do niedawna jeszcze nie znosiła… - zobaczysz, będzie Ci tam dobrze.
– nawet kojące słowa babci nie działały na 13 latkę. Rzuciła się na łóżko i
pozostała na nim przez całą noc łkając głośno w poduszkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz