Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 5 czerwca 2012

ESTRANGED - ANGLIA


Anglia, Stoke-on-Trent

Carl ciągnął za sobą 5-cio letnią córeczkę. Zapierała się rękoma i nogami przed wyjściem z domu. Przez jej poranne niesnaski byli prawie spóźnieni.

Mała blondynka w granatowej sukieneczce z białym kołnierzykiem ocierała ręką łzy i ociągała się jak tylko mogła. Nie rozumiała czemu musi iść wcześniej do szkoły… ale jeśli ojciec tak postanowił, wiedziała, że po prostu tak ma być, a przecież mogłaby jeszcze przez rok pozostać pod opieką babci i zacząć naukę ze swoim rocznikiem.

-Szybciej Amy! Nie wypada się spóźnić! – szarpał jej rękę i krzyczał na całą ulicę. Ludzie mijali ich w porannym pośpiechu, niektórzy posyłali ojcu karcące spojrzenia, jednak on nie liczył się ze zdaniem innych. Przynajmniej jeśli chodziło o wychowanie dzieci.

Dotarli do wielkiego budynku z czerwonej cegły. Nie wyglądał na sympatyczne miejsce. Surowa budowa i kratki w oknach. Przełknęła głośno ślinę i stanęła na schodach. Ociągała się jak mogła i z zadowoleniem zauważyła, że tata nie zareagował na jej kolejne wahania. Odwróciła się szukając go wzrokiem. Nie było go w pobliżu. Uśmiechnęła się połykając słone łzy i usiadła na schodku przed wejściem. Może zmienił zdanie, może jednak wrócą do domu i tak jak zwykle zajmie się nią babcia.

Zza rogu wynurzyła się sylwetka mężczyzny w garniturze. Zaraz za nim szła wysoka kobieta w ołówkowej spódnicy i żakiecie, długie kręcone włosy opadały jej na ramiona i przysłaniały twarz. Ojciec prowadził z nią ożywioną dyskusje i gestykulował przy tym zawzięcie.

-No jesteś! – uśmiechnął się na pokaz i podał blondyneczce rękę. Czarnoskóra pani zbliżyła się do niej i przywitała sympatycznie. Bez przerwy na jej pełnych ustach malował się szeroki uśmiech, a na policzkach ukazywały się małe dołeczki. Amy od razu ją polubiła. Wyglądała na przemiłą osobę.

-Saul kochanie, to twoja nowa koleżanka z klasy. – Mina dziewczynki zrzedła. Obok na schodach stanął chłopczyk z burzą krótkich, czarnych loków i szatańskim uśmiechem. Przestraszyła się gdy energicznie wyciągnął do niej rękę i rzucił swoje imię. Opuściła głowę i wpatrywała się w błyszczące lakierki zakupione specjalnie na ten dzień.

-Widzisz, martwiłaś się, że nie znasz żadnych dzieci. Proszę przedstaw się Saulowi! – ojciec powiedział surowo i złapał jej rękę kładąc bezwładnie na dłoni mulata. Chłopczyk ścisnął ją bardzo mocno sprawiając blondynce nie mały ból. Spojrzała na niego z przerażeniem. Jego szatański uśmieszek nie zwiastował nic dobrego. Przestraszona Amy znowu zaniosła się płaczem, a ojciec rzucił jej karcące spojrzenie i siłą zaciągnął do klasy.

***

-Amy Kinston, do tablicy! – nauczyciela podniosła surowy wzrok znad dziennika z listą uczniów. Dziewczynka wstała i pewnym krokiem podeszła na tak zwany „plac straceń uczniów”. Na niej jednak nie robiło to wielkiego wrażenia - szybko i bezbłędnie rozwiązała zadanie po czym wróciła na swoje miejsce. Uśmiechała się pod nosem widząc spojrzenia koleżanek pełne uznania i podziwu.

-Kujonka! – usłyszała jadowity głos z ławki obok. Wbiła wzrok w zapisany starannym pismem zeszyt. Próbowała ignorować zachowanie mulata, ale nie było to wcale takie łatwe. Dogryzał jej na każdym kroku, a gdy próbowała się bronić robił to w jeszcze mniej przyjemny sposób. Zawsze próbował ją ośmieszyć i jak najbardziej zranić. Wiązał jej sznurówki na supeł, podkradał kanapki, mazał zeszyty, podcinał końcówki włosów… Nienawidziła go z całego serca!

-Hudson, za drzwi! – zaśmiała się w duchu słysząc głos pani profesor. – Powinieneś brać przykład z koleżanki!

Uniosła głowę i z zadowoleniem patrzyła jak chłopak wychodzi z klasy. Problemem było to, że opuszczenie lekcji wcale nie było dla niego karą…

*** 

Blondynka położyła głowę na ławce i wpatrywała się zaciekawionym wzrokiem w mapę zawieszoną na ścianie. Nauczycielka geografii co chwila wskazywała na niej najważniejsze miasta i rzeki Wielkiej Brytanii co chwila uciszając rozgadaną klasę.

-Amy – szepnęła koleżanka z ławki i delikatnie ukłuła blondynkę w ramię. Miała zaczerwienione policzki, a oczy iskrzyły w świetle klasowych jarzeniówek. – Patrz na Saula! – dziewczynka niemalże podskakiwała na krześle wskazując na chłopaka siedzącego po drugiej stronie sali. Kinston niechętnie pochyliła się nad ławką i spojrzała w stronę bruneta. Na jego biurku leżała sterta wiórków z temperówki i porozrzucane kredki, ale nauczycielki nie zwracały już uwagi na jego zachowanie,  zależało im tylko na tym by nie rozmawiał. Chłopak siedział szczerząc się od ucha do ucha z zeszytem uniesionym na wysokość brody. Na całej kartce było narysowane wielkie, nieco krzywe serce. W środku niezdarnymi literami mulat napisał imię blondynki. Zszokowana dziewczynka natychmiast usiadła wyprostowana i wbiła wzrok w tablice. Słyszała chichoty innych dzieci, które najwidoczniej bardzo śmieszyła głupia zagrywka. Czuła, że to kolejna prowokacja ze strony Saula i za żadne skarby nie chciała pokazać mu, jak bardzo ją to rozzłościło. Mimo tego, że miała dopiero 7 lat, nie lubiła, gdy ktoś bawił się uczuciami, a tak właśnie odczytywała zagrywkę mulata. Wyniosła to chyba z domu.

Odwróciła wzrok i patrzyła za okno. Padało. Do końca lekcji wypatrywała za oknem babci, która czasami odbierała ją ze szkoły. Dziś nie przyszła. Zadzwonił dzwonek i wszystkie dzieci poderwały się z ławek, zapakowały pospiesznie książki do toreb i wybiegły do szatni. Amy podniosła się powoli z krzesła i starannie ułożyła książki w tornistrze. Wyszła ostatnia, pospiesznie założyła kurteczkę i stare nieco podniszczone trzewiki. Opuściła szkolne mury i powoli brnęła w stronę domu drepcząc po wszystkich kałużach.

PLUSK! PLUSK!

Zamknęła oczy czując jak zarówno po powiekach jak i całej twarzy oraz odkrytych dłoniach spływa brudna woda. Przetarła oczy i zacisnęła ręce w pięści. Kogóż mogła się spodziewać?

-Hudson! – krzyknęła najgłośniej jak potrafiła i z całej siły zamachnęła się mokrym butem, uderzając chłopca wprost w krocze. Pisnął głośno i zaczerwienił się, ale dziewczynka zdążyła już oddalić się od niego o kilka kroków. Odwróciła się i widząc, że przy koledze zatrzymał się samochód, z którego wysiadła jego matka ruszyła biegiem przed siebie chlapiąc przy tym jeszcze bardziej swój płaszczyk. Nie oglądała się za siebie do chwili gdy usłyszała za sobą warkot auta i skrzypnięcie otwieranych drzwi.

-Amy! Może podrzucimy Cię do domu? – pani Hudson uśmiechała się z wnętrza samochodu. Blondynka schowała mokre włosy pod kaptur i przytaknęła ruchem głowy. Nie potrafiła odmawiać, z resztą po co miałaby to robić. Dotarło do niej gdy wsiadła do środka, obok siedział zapłakany mulat. – Saul miał jakąś nie miłą przygodę, nie chce powiedzieć niestety o co chodzi. Może ty wiesz kochana? – pytanie można by uznać za jakiś podstęp gdyby było zadane przez kogoś innego. Pani Hudson nie miała jednak nic do ukrycia, Saul zachował się po koleżeńsku i  nie powiedział o zachowaniu dziewczynki. Teraz spoglądał na nią zapłakanymi oczyma i delikatnie pokazywał jej głową, by nie mówiła o zajściu.

-Niestety nie proszę pani.

W aucie nastała cisza przerywana tylko pojękiwaniami mulata. Amy rozkoszowała się w duchu miną swojego odwiecznego wroga. Taki twardziel, a jakaś dziewczynka potrafiła zadać mu tyle bólu. Po kilku minutach auto zatrzymało się przy posesji Kinstonów.

-Dziękuję bardzo, do widzenia. Cześć Saul! – wychodząc posłała chłopcu przepraszający uśmiech, jednak jego łzy wywołały u niej małe wyrzuty sumienia. Była mu wdzięczna za to, że nie opowiedział mamie o jej nie miłym zachowaniu. Co prawda, to on zaczął, ale czy to ważne… może nie musiała od razu go bić.

***

Najlepszy dzień jej dzieciństwa? Zdecydowanie w drugiej klasie szkoły podstawowej, połowa maja.

Dziewczynka co chwile zerkała na zegarek. Nie znosiła lekcji wychowawczej równie jak swojej wychowawczyni. 15, 10, 5 minut do dzwonka…

-Klaso, proszę o chwilę ciszy! – pani Raven uśmiechnęła się ( a to była u niej rzadkość) i podniosła zza biurka jednocześnie zdejmując ze szpiczastego nosa okulary. Znowu przybrała poważną minę i poprosiła małego Hudsona na środek sali. – Mamy do ogłoszenia przykrą wiadomość... Wasz kolega Saul, wyjeżdża z miasta co oznacza, że niestety opuszcza naszą szkołę.

Chłopcy wydali z siebie smutne westchnienia, a część z nich wstała i zbliżyła się do mulata. Reakcja żeńskiej części klasy była zupełnie odmienna. Wszystkie dziewczynki spoglądały na siebie z uśmiechem na ustach. Nie jednej w tej klasie zaszedł za skórę toteż jego wyjazd bardzo je cieszył. Blondynka wydała nawet z siebie zduszony okrzyk radości co niewątpliwie zwróciło uwagę dzieci.

-Proszę o spokój! – ponownie odezwała się nauczycielka. – Saul, chyba powinieneś już iść, mama czeka na korytarzu.

Mały diabeł ostatni raz poklepał po bratersku najlepszych kolegów i krzycząc „Siema!” pożegnał się z resztą klasy. Wredny uśmiech nie schodził z jego ust. Może dziewczynce tylko się wydawało, ale przez krótką chwilę była pewna, że mulat nie domknął drzwi i przez wąską szczelinę przyglądał się jej po raz ostatni.

Zadzwonił dzwonek, a dzieci zerwały się z ławek i wybiegły na korytarz. Życie toczyło się dalej. Nikt nie odczuł specjalnie straty kolegi. Niewątpliwie było jednak sporo osób, które wręcz cieszyły się z jego odejścia. Były to choćby nauczycielki, którym zazwyczaj utrudniał prowadzenie lekcji odwracając uwagę całej klasy. No i Amy. Nie minęło dużo czasu, a wszyscy zapomnieli o Hudsonie…

***

Najgorszy dzień dzieciństwa? Szósta klasa, połowa czerwca.

-Amy, proszę do mnie! – dziewczynka oderwała się od książki i wstała z łóżka podążając za głosem ojca, który z resztą rodziny siedział na kanapie w największym z pokoi. Czekali tylko na nią. Mama wskazała jej miejsce naprzeciw. Blondynka posłusznie usiadła i przyglądała się rodzinie z zaniepokojeniem. O co mogło chodzić? Różne rzeczy przychodziły jej do głowy… Może ktoś zmarł, a może wręcz przeciwnie będzie miała siostrzyczkę lub braciszka?

-Kochanie, czeka nas przeprowadzka…  – oznajmiła suchym tonem mama. Dziewczynka nie wiedziała czemu informuje ją o tym tak chłodno. Przecież zawsze mówiła ojcu, że chciałaby w końcu wynieść się z tego małego mieszkanka i kupić coś większego  – do Los Angeles – dodała po chwili.

Nadal nie mówiło jej to za wiele. Patrzyła na rodziców pytająco.

-Co to Los Angeles? – zapytała naiwnym głosikiem nie wiele pojmując z tego co mówili rodzice.

-Dziecko, czego uczą Cię w tej szkole!? Takie dobre oceny, a nie ma o niczym pojęcia! – wzburzony ojciec wstał z kanapy i zapalił papierosa.

-Carl, nie pal w mieszkaniu! – mama również zerwała się na nogi i krzyknęła na ojca.

-Będę robił to, na co będę miał ochotę! – blondynka patrzyła na scenę ze strachem. Nie lubiła kłótni, a zdarzały się one często. Widząc, że rodzice szybko nie dojdą do porozumienia zbliżyła się do babci i ujęła jej dłoń prowadząc do swojego pokoju.

-Powiesz mi o co w tym wszystkim chodzi? I czemu rodzice tak się o to kłócą?

Starsza kobieta usiadła na łóżku dziewczynki i przytuliła ją do siebie próbując nieco uspokoić.

-To bardzo duże miasto w Stanach Zjednoczonych, Twój tata dostał tam pracę. – Amy otworzyła szerzej powoli zachodzące łzami oczy. Przecież to tak daleko…

-A ty przeprowadzasz się z nami?

-Nie kochanie, ja zostaję. Tu się urodziłam…  – blondynka rozpłakała się na dobre. Wyjazd był dla niej pewną katastrofą. Lubiła Stoke-on-Trent, koleżanki, kolegów, nawet szkołę, której do niedawna jeszcze nie znosiła… - zobaczysz, będzie Ci tam dobrze. – nawet kojące słowa babci nie działały na 13 latkę. Rzuciła się na łóżko i pozostała na nim przez całą noc łkając głośno w poduszkę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz