Ręka zadrżała jej przed postawieniem ostatecznego podpisu.
Przymknęła powieki i wzięła głęboki oddech.
Przed oczyma przeleciało jej tych kilka najpiękniejszych chwil, ale
także te, które wspominała nie najlepiej.
W tym momencie zapragnęła by czas się zatrzymał.
Duma nie pozwalała jej na zmianę podjętej decyzji. Ni mogła
się wycofać, ale jednak coś spowodowało, że się zawahała! Jeszcze raz spojrzała
na papiery rozwodowe.
„Pozew o unieważnienie małżeństwa zawartego w dniu 15 czerwca 1987r.”
Ciche pochrząkiwanie prawnika kazało jej wrócić do
rzeczywistości. Spojrzała na szpakowatego mężczyznę przepełnionym żalem
wzrokiem jakby to od niego zależała jej decyzja…
Wskazał na zegarek chcąc ją ponaglić.
Odwróciła głowę w lewo i zrozumiała jak wielki popełniła
błąd. A raczej dopiero może go popełnić…
Długopis wypadł z jej dłoni odbijając się z głuchym
dźwiękiem od stołu. Chłopak siedzący obok podniósł głowę i popatrzył na nią.
Wyraz jego brązowych oczu był nie do opisania. Widziała w nich smutek i
nadzieję… Tak - zdecydowanie liczył na zmianę jej zdania.
-Jeśli tego chcesz, to
zrób to… Po prostu bądź szczęśliwa. – powiedział odwracając się na pięcie i
zostawiając ja na środku chodnika wśród setek obcych ludzi. Patrzyła na jego
znikającą w tłumie sylwetkę. Szedł przygarbiony, z rękoma w kieszeniach
skórzanych spodni.
Poczuła mdlący ból w podbrzuszu.
Czemu wcześniej nie zmieniła zdania?!
Czy naprawdę koniec tego związku mógłby zakończyć wszystkie
jej problemy? Powoli uświadamiała sobie, że wręcz przeciwnie. Gdy odszedł, tak
mocno odczuła jego stratę. Nie jadła, nie mogła spać w pustym łóżku… Brakowało
jej nawet bandy tych nieokrzesanych rockmanów, którzy nie mieli w zwyczaju
zdejmować brudnych butów wchodząc do jej czyściutkiego mieszkania. Brakowało
jej wszystkiego od czego chciała się odciąć.
Była rozdarta.
Rozsądek mówił, że to najlepsze wyjście. Jeden podpis i jest
wolna… zaczyna nowe życie, bez ciągłej zazdrości, awantur, koncertów pełnych
groupie pchających się mu do łóżka, narkotykowego i alkoholowego ciągu… Życie z
mądrym, kulturalnym facetem, który był gotowy na założenie z nią normalnej
rodziny. Wybudowaliby piękny dom z ogrodem. Mogłaby urodzić mu gromadkę
słodkich dzieci, wychować je na prawych obywateli tego kraju. Przecież to
właśnie o tym marzyła!
Serce podpowiadało zupełnie inna rozwiązanie. Nie podpisuj,
nie odbieraj sobie tego, co tak bardzo kochasz…
Z ust wyrwało jej się ciche przekleństwo, które niewątpliwie
usłyszeli wszyscy przebywający w pomieszczeniu.
-Podpisuje pani? – zniecierpliwiony prawnik nachylił się nad
błyszczącą powierzchnią stołu wyciągając w jej kierunku kolejny pisak.
-Zrób co chcesz. –
siedzący obok powiedział ledwo słyszalnym, drżącym głosem.
Czas nagle przyspieszył, czuła jak serce coraz szybciej
pompuje krew, a jej policzki nabierają różowego koloru…
Zerwała się ze obitego skórą krzesła i wybiegła z gabinetu
adwokata trzaskając drzwiami. Zbiegła po stromych schodach łapczywie łapiąc
każdy oddech. Czuła jak uginają się pod nią nogi, a obraz przed oczyma rozmywa
się przez łzy. Wypadła na zewnątrz i opadła na pobliską ławkę zaciskając na
niej kurczowo dłonie. Patrzyła w chodnik i dokładnie analizowała jego strukturę
starając się nie myśleć o tym, co przed chwilą zrobiła. Nie była przekonana co
do swojej decyzji...
Chłodny wiatr rozwiewał jej długi włosy, które raz po raz
wpadały do oczy przysłaniając widok. Czy akurat w tej chwili pogoda musiała
zmienić się tak diametralnie wprowadzając ją w jeszcze bardziej refleksyjny
nastrój? Nagle zobaczyła na kostkach chodnikowych ciemne kowbojki. Ciężko było
ich nie poznać. Podniosła wzrok i zobaczyła zadowolonego chłopaka, wyciągnął do
niej dłoń, a ona podała mu swoją. Nie do końca była świadoma swego zachowania.
Nie słuchała tego co mówił jej mąż, szła przed siebie wręcz ciągnięta za nim
przez tłum ludzi przeciskających się przez centrum miasta.
Czemu zmieniłaś zdanie? – spytał radosnym głosem. Dziewczyna
nadal nie wiedziała co się działo. Miała mętlik w głowie, a logiczne myślenie
dodatkowo utrudniał jej hałas samochodów i stukot obcasów kowbojek mulata.
Wszystko wydawało się głośniejsze i intensywniejsze niż zwykle.
Wysunęła dłoń z jego uścisku i zatrzymała się na środku
ścieżki. Tłumy podążających za nimi ludzi wymijali parę z krzywymi minami.
Nic nie mówiąc zbliżyła się do krawędzi chodnika i zamachała
na nadjeżdżającą taksówkę. Otarła łzę spływającą po policzku, nie mogła
spojrzeć w tył, nie mogła teraz zobaczyć jego twarzy…
Nie wiedziała co robi i do czego ma to ją prowadzić. Jej
działanie było bezcelowe… ale nie widziała żadnego wyjścia z tej sytuacji.
Wszystko musiała przemyśleć jeszcze raz.
Brunet miał dość zmian, niewyjaśnionych sytuacji i nie
wypowiedzianych słów. Był pewny, że Amy zmieniła zdanie i mimo wszystkich jego
wad zostanie z nim bo po prostu go kocha.
Żądał konkretów. Pewnym ruchem obrócił ją ku sobie i złapał
za podbródek zmuszając by spojrzała mu w oczy. Blondynka jęknęła cicho z bólu.
-Kochasz mnie?! – wykrzyknął tak głośno, że przechodzący
obok spojrzeli na rozgrywającą się scenę. Amy przytaknęła i wcale nie zrobiła
tego ze strachu… -To po co te sceny? – zapytał już odrobinę łagodniej. Oderwał
palce od jej podbródka i z przerażeniem zobaczył, że pozostawił na nim
zaczerwienione ślady. Nie chciał jej krzywdzić, chciał jej szczęścia ale nie
potrafił jej go dać.
Za plecami dziewczyny stanęła taksówka. Oparła się o nią i
przymknęła oczy.
-Musze to wszystko przemyśleć…
-Ja kurwa wiem, że życie ze mną jest czasami wyjebiście
nieprzewidywalne, niebezpieczne i kurwa bywa beznadziejnie… no ale bywa
śmiesznie… - chciał jakoś wybrnąć z sytuacji ale widząc, że dziewczyny to nie
przekonuje złapał się ostatniej deski ratunku. – Może pójdziemy jutro na
kolacje?
Amy uniosła głowę i spojrzała na niego ze zdziwieniem.
Kolacje nie były w jego stylu… nawet oświadczył jej się w obskurnym barze z
Danielsem w ręce, ale musiała przyznać, że miało to swój urok. Zresztą tak jak
i cały Saul Hudson. Związując się z nim, wiedziała, że nie wyjdzie z tego
związku bez szwanku. Spojrzała na prawą dłoń przyozdobioną obrączką…
-Dobrze, jutro o 19. – rzuciła wsiadając do auta. Gdy
zamknęła drzwi, a kierowca odpalił silnik mulat zapukał w szybę. Taksówkarz
przewrócił oczyma widząc poczynania pary ale tym razem blondynka miała już
dość. – Proszę na Sunset, wskaże panu drogę.
Odjechali zostawiając gitarzystę w tłumie skaczących na jego
plecy fanek. Właśnie tego nie lubiła. Kieratu, który od ich ślubu stał się
nieodłączną częścią jej życia…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz